21 lutego 2016






Stało się. Trzy miesiące temu, w chłodny, deszczowy, listopadowy wieczór mój mężczyzna odziany w garnitur podjął życiową decyzję. Zadał pytanie, na które czeka większość kobiet będących w związkach, wsadził mi na palec pierścionek z diamentem i postanowił usidlić na wieki. Od tej chwili jestem już ex-konkubiną, a mówiąc ściślej - narzeczoną! Czy coś się zmieniło?

Przede wszystkim większość wolnego czasu spędzam na poszukiwaniu ślubnych inspiracji. Przebieram w zdjęciach sukien, fryzur, makijaży. Bukietów, dekoracji, zaproszeń, winietek, zawieszek, menu, tortów. Wybieram interesujące oferty hoteli, fotografów i DJów. Czytam o dokumentach potrzebnych do zawarcia związku małżeńskiego, naukach i tym podobnych pierdołach, bez których oczywiście nie można po prostu wziąć ślubu. I wiecie co? Powoli zaczynam mieć tego wszystkiego dość. Ale jak to mówią... "zrób swój ślub", więc do pracy rodacy!

Nasze weselicho nie będzie "typowe" (jeśli wiecie co mam na myśli). Po pierwsze odbędzie się 9 miesięcy po zaręczynach, a większość par ślub planuje na 2-3 lata w przód. I rozwiewając wszelkie domysły - nie, nie musimy się spieszyć. Ale po co czekać, skoro w kilka miesięcy możemy załatwić coś, co inni organizują latami? Po drugie nasz ślub i wesele odbędą się w pobliżu miejscowości, z której pochodzi Pan Młody. Taniej i praktyczniej, więc po co przestrzegać jakiś umownych zasad?

Chyba każda mała dziewczynka marzy o długiej, białej sukni, na ogół typu "princess", błyszczącej i kiczowatej do granic możliwości. Do tego obowiązkowo dwumetrowy welon. Przeglądając fora internetowe rzuciło mi się w oczy, że niestety niektóre panie wcielają w życie te dziecięce marzenia podczas własnych zaślubin. Oczywiście do tego obowiązkowo mnóstwo koronek, falbanek, brokatów itd. Ja nie będę miała długiej sukni. Ani welonu. Ani woalki. Ani fascynatora (swoją drogą dopiero niedawno dowiedziałam się, że istnieje taka nazwa). Nie będę mieć też żadnego innego kapelusza. Fryzura rónież będzie raczej z tych mało fascynujących, więc koki-loki utrwalone litrami lakieru odpadają. Planuję suknię przed kolano, szytą na miarę bez zbędnych zdobień i delikatne kwiatki w raczej rozpuszczonych włosach. Więc... nie będą mi nieśli sukni z welonem. Cyganie też nie będą czekali z muzyką. Ani nawet nasza polska, góralska kapela. Będzie równie polski, jednak nieco mniej swojski DJ. Może i jestem dzieckiem "nowej generacji", ale uszy mi więdną, kiedy moje ulubione kawałki kaleczone są przez podrzędny zespół. Wolę oryginał z płyty, serio. Jeśli kapela, to musi być naprawdę dobra. Taka, co w X-factorze dostałaby przynajmniej jedno "tak" i to nie z litości.

Pomimo, że będziemy mieli okrągłe stoły rezygnujemy z wszechobecnych winietek. Tak samo z liter na stół pary młodej, poduszki na obrączki czy z dekoracji rodem z filmów o disneyowskich księżniczkach. Będzie minimalistycznie. Kolor przewodni i kwiaty. Jeden rodzaj. I to taki dość popularny, sierpniowy, słoneczny.

Zabraknie również karocy i koni wiozących nas do ślubu. Nie wypożyczymy też porsche ani ferrari. Szczudlarze również nie znajdą pracy na naszym weselu. A podobno ostatnio jest to jedna z dość popularnych atrakcji cyrku. Ups... wesela. Za sztuczne/zimne ognie, lampiony i inne tęcze także podziękujemy. Ani to Sylwester, ani otwarcie hipermarketu. Kolorowe jarmarki i baloniki na druciku też zostawimy na inną okazję. Barmani nie będą rzucali wymyślnymi drinkami na lewo i prawo, a taniec brzucha goście zobaczą jedynie, jeśli przedstawi go jakaś ciocia, a nie zespół rodem z bliskiego wschodu. A swoją drogą... liczba zaproszonych będzie dość skromna, w porównaniu do obecnych "standardów". Chcemy świętować w gronie osób, które znamy i z którymi widzieliśmy się częściej niż kilka razy w życiu. Przy których czujemy się swobodnie. Po prostu z przyjaciółmi.

Nie zatrudnimy kamerzysty, nie będziemy mieli rosołu, ani 7 ciepłych dań i sushi na przystawkę. Nie zacznę stosować diety zmieniającej rysy twarzy tylko dlatego, żeby w ten jeden dzień wyglądać jak milion dolarów. Nie chcemy żenujących zabaw, gości chodzących w kółeczku i trzymających się za ręce podczas naszego pierwszego tańca. Chcemy świętować i cieszyć się po naszemu. Stworzyć wszystko tak, żeby pasowało do naszych charakterów, upodobań i nam sprawiło radość. To ma być przede wszystkim NASZ DZIEŃ i zaplanujemy go wbrew tradycjom i konwenansom, które nam nie odpowiadają. Bo wtedy i zawsze najważniejsza ma być miłość. A nie to, czy wujkowi Zenkowi smakował krem z borowików. Ani, że dla cioci Haliny wesele bez orkiestry, to nie wesele. 





Popularne Posty

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Instagram