28 kwietnia 2015



Noc. Światła miasta delikatnie wpadają do sypialni przez roletę, której nie dociągnęłam do końca. Moje uszy wypełnia najlepszy dźwięk na świecie - Jego głęboki oddech i bicie serca. Przejmuję ciepło od ciepła Jego ciała. Moja dłoń w Jego dłoni. Jego oddech na moim policzku lub karku. To ten rodzaj intymności, który wyzwala w brzuchu stado motyli i ściska gardło od fali emocji.
I to nie jest to o czym pomyśleliście zboczuszki moje! Chodzi o zasypianie w Jego ramionach/obok Niego. Wtedy następuje TEN moment.

Ze snu wyrwał mnie krzyk mew i dzieci biegających wokoło nas. Po ciele spływały mi krople potu, a moja skóra pod wpływem promieni słonecznych zaczęła już zmieniać barwę. Lekki wiatr i szum morza dobitnie uświadomiły mi gdzie jestem. Po 14-godzinnej podróży pociągiem i drzemce na plaży, poczułam, że to właśnie TEN moment. Wypełniony śmiechem, czułością, beztroską. Był on nieco wydłużony - trwał przez kolejne kilka dni.

Niedawno byliśmy w pubie dla graczy. W miejscu, gdzie oprócz napicia się piwa lub innych trunków czy przekąszenia czegoś, można spędzić czas w bardziej "aktywny" sposób. Gry planszowe, konsole, nawet kultowy już pegasus. Siedzieliśmy, piliśmy piwo, śmialiśmy się i napieprzaliśmy na xboxie. Nie sądziłam, że Mortal Kombat w towarzystwie chłopaka może sprawiać taką przyjemność. Tak, to znowu był TEN moment.

Juwenalia kilka lat temu. Pamiętam, jak zapchanym autobusem razem z przyjaciółmi jechaliśmy  na miasteczko AGH. Nie wiem jakim cudem się do niego wcisnęliśmy, bo kiedy podjeżdżał na przystanek, wydawało mi się, że nie zmieści się tam nawet mrówka. Na szczęście podróż nie trwała dłużej niż 5 minut. Na miejscu znowu tłumy, kolejka do wejścia, kolejka, żeby się wysikać. Podłoże wysypane było piaskiem, więc w butach każdy miał już piaskownicę (brakował tylko wiadereczka, łopatki, foremek i można było budować zamek, serio!). Ścisk, wrzask i pełno kubków po piwie pod nogami. Ale to wszystko było nieistotne. Liczył się tylko koncert i ludzie, przy których czuję się najlepiej. Zajebista zabawa, naładowanie osobistych bateryjek pozytywną energią. Bo właśnie tego oczekuję od koncertów. Oczekuję TYCH momentów.

Chwilę temu wracałam z pracy. Ciepły wiatr muskał mnie po twarzy, rozświetlone miasto zachęcało do spacerów. W słuchawkach leciała muzyka, a ja miałam wrażenie, że gwiazdy nade mną mrugają w jej rytm. Uśmiechałam się do siebie. Tak, to znowu był TEN moment.

TE momenty nie wiążą się z rzeczami materialnymi. Nie wynikają z ilości zakupionych par butów czy spodni. Nie zależą od tego ile makijażu mamy na sobie. Ani od tego czy portfel ciąży nam w kieszeni od nadmiaru drobniaków. Po prostu się zdarzają. Są jak gorące wakacje w środku zimy, jak zimna cola podczas upału, jak wieczorne drapanie po plecach. Momenty szczęścia, w których zauważamy, że życie jest piękne. Bo jest. Mimo wszystko.

Popularne Posty

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Instagram