7 kwietnia 2015



Opowiem Wam bajkę. Nie wiem czy już to pisałam, ale uwielbiam jak ktoś opowiada mi bajki (tak, mimo prawie 25 lat nadal to lubię). Jednak nie będzie to zwykła historia o królewnie i siedmiu krasnoludkach. Nie będzie to też opowieść o księciu na białym koniu próbującym zdobyć serce złotowłosej księżniczki wspinając się na wieżę po jej długim warkoczu. A nawet nie będzie to wesoła historyjka. Z resztą posłuchajcie sami...

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, na obrzeżach kraju żył młody chłopiec. Miał kilkoro rodzeństwa i rodziców, którzy niezbyt interesowali się ich losem. Mama całe dnie poświęcała na konsumpcję rozmaitych eliksirów, po których dostawała białej gorączki. Tata zajęty sobą, pewnego dnia na stole zostawił list. Że to koniec. Że muszą sobie radzić sami. Że on tego nie wytrzymuje i przeprasza, ale żegna.

Marcin (tak go nazwijmy) stwierdził, że musi dorosnąć i przejąć rolę głowy rodziny. Musi sprostać wymaganiom rodzeństwa i po prostu starać się zapewnić im choć namiastkę normalnego życia, w jakikolwiek sposób. M. pomimo swoich 11 lat zaczął zdobywać środki na jedzenie. Metody, które stosował były dość kontrowersyjne i niezbyt legalne. Mówiąc wprost - kradł, uczestniczył w bójkach, rozbojach itd. Jeździł po kraju w celu zdobycia pieniędzy czy innych przedmiotów potrzebnych do normalnej egzystencji. Chciał, aby w jego domu w końcu zaczęło się układać. Niestety... Młody chłopak w międzyczasie, biorąc "przykład" z rodzicielki popadł w nałóg. Białe i inne proszki zawładnęły jego ciałem i umysłem. Rodzeństwo trafiło do domów zastępczych, bądź placówek wychowawczych. Chłopak chciał ratować mamę, jednak ani prośby, ani groźby nic nie dały. Kobieta wolała żyć w swoim świecie, pozostawiając dziecko samemu sobie.

Dzieciak wielokrotnie popadał w konflikt z prawem. Uciekając przed wymiarem sprawiedliwości udał się za granice państwa, gdzie pracował, podając się za starszego niż był w rzeczywistości. Kradł, by zdobyć kasę na prochy. Ćpał, żeby poczuć się lepiej. W końcu trafił do placówki, zajmującej się wychowaniem "młodych gniewnych". Później do kolejnej, do jeszcze jednej i znowu innej. Marcin dorastał, a za wzór miał jedynie wychowawców. I wspomnienia z domu rodzinnego. W międzyczasie zdążył pozbawić jedną osobę sprawności, uzależnić się od prochów i eliksirów, zaniedbać naukę i zniszczyć sobie życie. Zamiast zostać rycerzem, na którego powinien wyrosnąć, stał się zwykłym rzezimieszkiem.

Marcin niedługo uzyska pełnoletność. Opuści któryś z oklei ośrodek, wróci do swojego miasteczka, zakocha się i być może założy rodzinę. Będą żyli długo i szczęśliwie. Być może. Być może spotka kiedyś Dobrą Wróżkę, która pomoże mu ogarnąć życie. Tak, jak było to w przypadku Kopciuszka. Albo białe proszki zaprowadzą go do innej krainy. Ewentualnie agresja otworzy mu drzwi za kolejne kraty.

                                                                                                                                       

W 93 Młodzieżowych Ośrodkach Wychowawczych na terenie Polski jest 5 621 miejsc, a w 69
Młodzieżowych Ośrodkach Socjoterapii 3 585 miejsc (stan na dzień 10 lutego 2014 r.). Placówki te w dużej mierze są przepełnione. Takich osób jak Marcin są tysiące. W większości ich los spowodowany jest sytuacją rodzinną.

Popularne Posty

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Instagram